Hutek: Na górnictwie zarobili wszyscy - oprócz górników

Paź 02, 2017

- Jeżeli słyszę, jak minister Tobiszowski i pani premier Beata Szydło mówią, że "górnictwo wstało z kolan", to chciałoby się dodać - najwyższy czas, żeby górnicy, na których się ta branża opiera, również "wstali z kolan" - mówi przewodniczący Zakładowej Organizacji Koordynacyjnej (ZOK) NSZZ "Solidarność" Polskiej Grupy Górniczej (PGG) Sp. z o.o. Bogusław Hutek w rozmowie z Solidarnością Górniczą. Polecamy lekturę wywiadu.

 

* * *

 

Solidarność Górnicza: - Panie przewodniczący, w PGG trwają rozmowy na temat kształtu przyszłego układu zbiorowego pracy, tymczasem górnicy są zniecierpliwieni. Liczą, że ktoś - w ich imieniu - upomni się wreszcie o przywrócenie "czternastki" i waloryzację wynagrodzeń, skoro Grupa zaczęła przynosić zyski, a czas kryzysu minął.

Bogusław Hutek, przewodniczący ZOK NSZZ "Solidarność" Polskiej Grupy Górniczej Sp. z o.o.: - Okres wakacyjny się skończył i - tak jak się umówiliśmy z panem ministrem Krzysztofem Tchórzewskim - po zamknięciu trzeciego kwartału, do 15 października, powinniśmy się spotkać jako zespół monitorujący realizację porozumienia z 19 kwietnia 2016 roku. W spotkaniu tym ma uczestniczyć wiceminister Grzegorz Tobiszowski - od pewnego czasu praktycznie członek zespołu - oraz minister Tchórzewski. Chcielibyśmy omówić szczegółowo sytuację Polskiej Grupy Górniczej, jednak bez względu na przebieg tej dyskusji o jednym możemy powiedzieć już dziś - praca w górnictwie przestała się opłacać. Po spotkaniu zespołu monitorującego, jeszcze w październiku, koniecznie musi dojść do kolejnych rozmów przedstawicieli central związkowych, Zarządu i resortu energii - tym razem na temat wzrostu wynagrodzeń, i to nie w kontekście negocjowanego układu zbiorowego pracy, gdzie trwają spory, które elementy płacowe powinny zostać włączone do pensji zasadniczej, a które nie, tylko przywrócenia czternastej pensji i konkretnych podwyżek. W Polskiej Grupie Górniczej, wcześniej - Kompanii Węglowej, wynagrodzenia nie były w żaden sposób waloryzowane od 5 czy 6 lat. Realna wartość płac zmniejszyła się wskutek samej tylko inflacji o 15-20 procent. Jeżeli słyszę, jak minister Tobiszowski i pani premier Beata Szydło mówią, że "górnictwo wstało z kolan", to chciałoby się dodać - najwyższy czas, żeby górnicy, na których się ta branża opiera, również "wstali z kolan".

SG: - Zdaniem niektórych, branża "wstała z kolan", bo winduje ceny węgla, więc nadal żyje na cudzy koszt...

BH: - Nie zgadzam się z tym całkowicie. Przez ostatnie lata górnictwo było etatowym "chłopcem do bicia". Najpierw krytykowano utrzymywanie przy życiu "trwale nierentownych kopalń". Kiedy okazało się, że mogą one przynosić zyski i wcale takie nierentowne nie są, pewnym środowiskom też to nie pasuje, bo - ich zdaniem - ceny węgla są zbyt wysokie, oczywiście dlatego, że górnicy za dużo zarabiają. Tymczasem dzisiaj, po pięciu czy sześciu latach od ostatnich podwyżek, nie ma chętnych do pracy w tak ekstremalnych warunkach za relatywnie niewielkie pieniądze. Żeby utrzymać siebie i rodzinę, pracownik zmuszony jest dzisiaj do pracy w soboty i niedziele. To po pierwsze. A wysokie ceny węgla biorą się z tego, że od kilkunastu co najmniej lat na węglu zarabiają wszyscy oprócz samych górników. Zyski czerpią pośrednicy w handlu węglem - narzucający horrendalne marże - oraz spółki energetyczne. Jeśli pośrednik kupuje węgiel w kopalni za 600 złotych z groszami, odsprzedaje go potem za 900-1000 złotych. Media nieprzychylne górnictwu od razu to wykorzystują, choć winnym jest pośrednik, nie spółka węglowa, a tym bardziej górnik. Z energetyką jest z kolei tak, że te spółki zarobiły przez ostatnich 5-6 lat kilkanaście miliardów złotych na górnictwie. W jaki sposób? Gdy cena węgla na rynkach światowych oscylowała wokół 120 dolarów za tonę, polskie spółki węglowe, wskutek decyzji politycznych, były zmuszone do sprzedaży węgla branży energetycznej za 60-70 dolarów. Politycznie zablokowano spółkom węglowym możliwość podnoszenia cen węgla do poziomu rynkowego dla energetyki, żeby nie wzrosła cena energii. Kiedy przyszła dekoniunktura, wszyscy o tym "zapomnieli". Spółki energetyczne zaczęły się wręcz domagać renegocjacji kontraktów, bo chciały płacić za węgiel jeszcze mniej, obniżać cen energii jednak nie chciały, a o jakimkolwiek wsparciu dla górnictwa z ich strony nie było nawet mowy. Sektor wydobywczy uratowali przede wszystkim sami górnicy. Teraz nadeszła pora, by zrekompensować im te wszystkie wyrzeczenia, jakie ponieśli, ratując byłą Kompanię Węglową, obecną PGG. Przy okazji - nie wiem, dlaczego pracownicy nie posiadają swoich przedstawicieli w radzie inwestorów PGG, skoro poniesione przez nich wyrzeczenia przyniosły oszczędności rzędu 700-800 milionów zł, dzięki czemu PGG w ogóle mogła powstać. Patrząc uczciwie, górnicy sami stali się poważnymi inwestorami, ale o tym nikt już dzisiaj nie pamięta.

SG: - Czy można zatem mówić o jakimkolwiek sukcesie rządu Prawa i Sprawiedliwości w odniesieniu do górnictwa?

BH: - Z pewnością tak. Chylę czoła przed rządem pani premier Beaty Szydło, który wyciągnął naszą branżę z totalnej zapaści. Z drugiej jednak strony pewnych, prostych w sumie spraw, nie udało się załatwić. Mało tego, nikt już o nich nawet nie mówi, choć dla górnictwa są to sprawy o kapitalnym znaczeniu. 7 listopada ubiegłego roku Zespół Trójstronny do spraw Bezpieczeństwa Socjalnego Górników oficjalnie zwrócił się do rządu, aby ten zmniejszył obciążenia fiskalne względem górnictwa. Według szacunków Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej średnioroczna wysokość płatności publicznoprawnych górnictwa węgla kamiennego w latach 2010-2015 wyniosła niemal 7,5 miliarda złotych rocznie. Złożyły się na tę kwotę 34 różnego rodzaju podatki i inne obciążenia. Tutaj, niestety, nic się nie zmieniło. Restrykcyjna polityka fiskalna państwa wobec sektora nadal blokuje jego rozwój - o tym każdy wie, o tym mówili wielokrotnie związkowcy, pracodawcy, nawet politycy i... na mówieniu się skończyło. Prawdą jest, że spółki węglowe powoli dochodzą do siebie, ale mogłyby wychodzić "na prostą" znacznie szybciej, gdyby nie musiały odprowadzać do budżetu tych gigantycznych kwot, o których wspomniałem.

SG: - Może politykom PiS wcale na tym nie zależy, bo fakt uzależnienia polskiej energetyki od węgla powstrzymuje ich przed radykalnymi działaniami prowadzącymi do osłabienia pozycji "czarnego złota" w polskim "miksie" energetycznym, z drugiej jednak strony politykę "dekarbonizacji" i tak będą realizować, ale stopniowo?

BH: - Być może. Ostatnie wypowiedzi pana ministra Tchórzewskiego i pana prezydenta Dudy są w tym kontekście bardzo niepokojące. Ja bym chciał przypomnieć panu prezydentowi jego wystąpienie z Karczmy Piwnej NSZZ "Solidarność" ZG "Sobieski", z grudnia 2015 roku, kiedy mówił, że górnictwo to jest przyszłość, że górnicy powinni więcej zarabiać, że on będzie pilnował spraw górnictwa. Teraz natomiast, na forum ONZ, zachwala antywęglowy Pakiet Klimatyczny Unii Europejskiej... Jeśli nie mamy tutaj do czynienia z jakąś grą polityczną, deklarację tę należałoby uznać za bardzo zły prognostyk dla całego sektora. Jeszcze większym zaskoczeniem były dla mnie słowa ministra Tchórzewskiego o wstrzymaniu dalszych inwestycji w elektrownie węglowe, choć może nie powinienem się tak bardzo dziwić, skoro po dwóch latach od przejęcia władzy przez PiS w resorcie energii istotną rolę odgrywają ludzie, który trafili tam za rządów koalicji PO-PSL? Właśnie oni "wypuszczają" do mediów takie tematy, jak ewentualny podział PGG pomiędzy spółki energetyczne, bo chcą wywołać chaos i doprowadzić do skutecznej likwidacji górnictwa w Polsce. Teraz, kiedy sytuacja PGG powoli się stabilizuje, a Zarząd PGG próbuje wynegocjować wieloletnie kontrakty na sprzedaż węgla, pojawiają się informacyjne "wrzutki", które mają osłabić pozycję negocjacyjną kierownictwa największej spółki węglowej. Tak dalej być nie może. Ministerstwo Energii i zarządy spółek energetycznych już dawno powinny zostać "przewietrzone". A jeśli pan minister sam nie potrafi odsunąć osób reprezentujących poprzedni układ polityczny, oczekiwałbym interwencji pani premier Beaty Szydło albo lidera partii rządzącej pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

SG: - O tlącym się od lat konflikcie pomiędzy spółkami węglowymi a podmiotami z branży energetycznej mówi się ostatnio coraz głośniej.

BH: - Bo spółki energetyczne pozwalają sobie na coraz więcej. Kiedy negocjowaliśmy porozumienie, które umożliwiło powstanie Polskiej Grupy Górniczej, byliśmy oszukiwani, bo na zwałach nie było wtedy 25 milionów ton węgla, a mniej więcej 8-9 milionów ton. To w znaczący sposób wpłynęło na przebieg negocjacji. Podobno sam pan minister został wprowadzony w błąd, ale nikt nie poniósł z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Strona ministerialna wymuszała na nas wtedy pewne ustępstwa przekonując, że jeśli się nie zgodzimy, wkrótce firma nie będzie miała żadnych przychodów. Tak oczywiście nie było, bo węgla na zwałach było znacznie mniej niż nam wtedy mówiono. Miały w tym swój interes spółki energetyczne, które wykazywały, że jest nadpodaż węgla, co miało uzasadniać rozpoczęcie renegocjacji kontraktów na sprzedaż surowca.

SG: - Dzisiaj sytuacja jest zgoła inna. Węgla brakuje. Dlaczego spółka z potencjałem takim jak PGG nie jest w stanie odpowiedzieć na rosnący popyt?

BH: - Wydobycie jest niższe w stosunku do zakładanego, co potwierdził wiceminister Tobiszowski. Tutaj powinniśmy się zastanowić, czy nie ma to czasami związku z przyjętym schematem organizacyjnym przedsiębiorstwa, czyli stworzeniem tak zwanych kopalń zespolonych, poniekąd na wzór istniejących wcześniej centrów wydobywczych? W Jastrzębskiej Spółce Węglowej też połączono trzy kopalnie w jedną i skutki były podobne - wydobycie kopalni zespolonej nie równało się łącznemu wydobyciu z trzech zakładów górniczych funkcjonujących oddzielnie. Kopalnie zespolone, takie jak "ROW" czy "Ruda", to są olbrzymie molochy. Takimi organizmami trzeba umieć zarządzać, a i tak nikt nie jest w stanie zapobiec konfliktom pomiędzy załogami poszczególnych oddziałów. Napięcia powstają na przykład wtedy, kiedy urobek z jednego ruchu przekazuje się na inny ruch i potem okazuje się, że wydobycie przypisywane jest albo całej kopalni, albo temu ruchowi, w którym węgiel wyjechał na powierzchnię. Takie sytuacje są w stanie zdemotywować każdego, nie tylko górnika. Idźmy dalej - połączenie kopalń z pewnością przyniosło jakieś oszczędności, ale "przy okazji" PGG wydobyła o 1,5 czy 2 miliony ton węgla mniej... Myślę, że prezes Rogala powinien się przyjrzeć tej sprawie i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy obecny model organizacyjny Polskiej Grupy Górniczej będzie dobry na dłuższą metę, skoro już teraz widać, że raczej nie zdaje egzaminu?

SG: - Dziękujemy za rozmowę.

 

rozmawiał: MJ