Kościuk: Nie warto zamykać KWK "Krupiński"

Wrz 23, 2016

- Symulacje, wedle których kopalnia "Krupiński" jest stale nierentowna, były tworzone na przełomie 2015 i 2016 roku przy założeniu średniej ceny zbytu węgla w okolicy 50 dolarów za tonę. (...) Bez opracowań dostosowanych do aktualnej i przyszłej sytuacji na rynku węgla nie powinno być mowy o likwidacji "Krupińskiego" - pisze przewodniczący NSZZ "Solidarność" KWK "Krupiński" Mieczysław Kościuk, przytaczając argumenty uzasadniające utrzymanie zakładu "przy życiu".

Tekst otrzymaliśmy drogą mailową.

 

* * *

 

Głośno się zrobiło wokół kopalni "Krupiński", a to z powodu podjęcia decyzji o jej likwidacji. Uchwałą Zarządu zakład przestanie być oddziałem Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA (JSW) i trafi do Spółki Restrukturyzacji Kopalń SA (SRK) ze względu na "trwałą nierentowność" oraz 900 milionów złotych strat, jakie przyniósł w ostatnim dziesięcioleciu.

Dlaczego oszołomy z kilku związków zawodowych, w tym "Solidarności", nie chcą przyjąć do wiadomości tej korzystnej dla wszystkich decyzji? Przecież padło zobowiązanie, że nikt z pracowników KWK "Krupiński" nie straci pracy, a chętnych na skorzystanie z instrumentów osłonowych podobno nie brakuje. Unia Europejska pochwali, bo likwidacja polskiego górnictwa jest tam mile widziana, a Skarb Państwa zapłaci za tę likwidację. JSW raz na zawsze pozbędzie się niechcianej kopalni, która niemalże na złość wszystkim istnieje, choć tyle już mówiło się o jej likwidacji. Natomiast pracownicy albo odejdą na dobrze płatne urlopy górnicze bądź odprawy, albo znajdą pracę w innych kopalniach, którym likwidacja nie grozi, przynajmniej w perspektywie kilku najbliższych lat.

Czyżby rzeczywiście rację mieli ci, którzy twierdzą, że praca i ludzie są najważniejsi, a nie mury zakładu, których tak naprawdę nie ma co bronić?

Przecież zobowiązanie do likwidacji KWK "Krupiński" zostało zapisane w porozumieniu z obligatariuszami Spółki jako część programu restrukturyzacji JSW - a słowa trzeba dotrzymywać, zwłaszcza że alternatywą jest zwrot pożyczonych 1,5 miliarda złotych. Na pierwszy rzut oka wszystko pasuje jak ulał: od likwidacji nie ma ucieczki i basta! Będąc jednak członkiem wspomnianej wcześniej grupy oszołomów, których decyzja o likwidacji nie przekonuje, postaram się przedstawić sytuację z nieco innej strony.

 

Nikt nie straci pracy?

Argument, że żaden z górników nie straci pracy, jest tylko częściowo prawdziwy. Jedno miejsce pracy w samej kopalni generuje trzy miejsca pracy wokół niej. Są to firmy wykonujące najróżniejsze prace dla kopalni, ale także dostarczające maszyny, urządzenia i inne niezbędne produkty - od kombajnów po ciuchy robocze. Pracownicy z otoczenia górniczego nie są objęci osłonami: część z nich po prostu straci pracę i powiększy grono bezrobotnych. Na ten problem trzeba spojrzeć również z perspektywy utraty miejsc pracy dla młodych - naszych synów i córek. Pracownicy kopalni likwidowanej rozlokowani po innych kopalniach Spółki zajmą miejsce tych odchodzących na emerytury, których to zawsze zastępowali młodzi pracownicy, wchodzący na rynek pracy. W tej sytuacji przyjęć do pracy w JSW nie będzie i pracy dla młodych też.

 

"Trwale nierentowna"?

Argument drugi: kopalnia jest "trwale nierentowna" i przyniosła już prawie miliard złotych strat. Taka możliwość faktycznie istnieje, ale wcześniej należałoby zadać co najmniej kilka pytań "uzupełniających":
- w jakim otoczeniu rynkowym i przy jakich cenach zbytu węgla wykazano, że kopalnia jest trwale nierentowna?,
- gdzie i po jakich cenach sprzedawano węgiel wydobywany przez kopalnię, gdy na rynku trwała polsko-polska wojna cenowa wywołana dumpingowymi cenami węgla ze zwałów Kompanii Węglowej?,
- jak wyglądała polityka eksploatacyjna i inwestycyjna w kopalni - czy nadmierna eksploatacja bez odtworzenia frontu robót i totalne niedoinwestowanie w krytycznych momentach nie były głównymi przyczynami tak dużych strat?...

Ktoś powie, że to już historia, że błędy może i były, ale trzeba patrzeć do przodu i inwestować gdzie indziej. Tylko że gdyby nie te błędy, straty kopalni nie byłyby tak znaczne, a porównania z innymi kopalniami nie mamy. Nawet jeśli uznamy, że przeszłości rzeczywiście nie naprawimy, trzeba spojrzeć na problem cen węgla w dniu dzisiejszym, bo sytuacja zaczęła nam się diametralnie zmieniać, a ceny węgla koksowego osiągają poziomy, o jakich dwa miesiące temu analitycy nawet nie śnili.

 

Inni otwierają, w Polsce - zamykają

Już słyszę te zarzuty, że kopalnia fedruje słabej jakości węgiel energetyczny, na który nie ma zbytu, więc co ma piernik do wiatraka? Widać ma, ponieważ kopalnia "Krupiński" jest w stanie wydobywać w 30-40% węgiel koksujący typu 34.2 bez konieczności ponoszenia większych inwestycji, a ten typ węgla w transakcjach spotowych osiąga już ceny rzędu ponad 100 dolarów amerykańskich za tonę. Przy zainwestowaniu w kopalnię około 300 milionów złotych mogłaby ona wydobywać i przerobiać urobek o następującej strukturze: węgiel energetyczny - 40 procent, węgiel koksowy 34.2 - 30 procent i węgiel koksowy typu 35.1 - 30 procent. Ten ostatni osiąga w Australii ceny przekraczające 200 dolarów za tonę. Wiadomo, że ceny spotowe to nie ceny kontraktowe, ale w czwartym kwartale spodziewamy się cen kontraktowych węgla typu hard (35) na poziomie 130 dolarów, zaś w pierwszym kwartale przyszłego roku - jeszcze wyższych.

Bóg dał Chińczykom ulewne deszcze, które pozrywały mosty kolejowe, co utrudniło transport węgla. Dał też tamtejszym górnikom przymusowe wolne soboty, w związku z czym kopalnie produkują dużo mniej węgla. Tymczasem chiński przemysł ma się coraz lepiej i tamtejsze wskaźniki gospodarcze poszły do przodu aż miło popatrzeć. Konsumpcja węgla też wzrosła, a Chiny to największy "czarnego złota" na świecie. W tej sytuacji nawet mało znaczący fakt, na przykład katastrofa pociągu na torach, po których transportuje się węgiel do portów w Australii i blokada szlaku powoduje wzrost cen na rynkach. Węgla typu 34 i 35 po prostu zaczyna brakować. Doszło do tego, że Australijczykom opłacało się ponownie uruchomić ponad 100-letnią kopalnię odkrywkową, która była nieczynna od dwóch lat. Na rynku węgla energetycznego też jest lepiej, chociaż w porównaniu do eldorado na rynku koksowym wzrost jest relatywnie niewielki. Ceny w portach ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) i Richards Bay (Republika Południowej Afryki) utrzymują się od pewnego czasu w granicach 60-65 dolarów za tonę. Do tych wszystkich faktów dodajmy, że symulacje, wedle których kopalnia "Krupiński" jest stale nierentowna, były tworzone na przełomie 2015 i 2016 roku przy założeniu średniej ceny zbytu węgla w okolicy 50 dolarów za tonę. Jak to się ma do powyższych faktów, powinni ocenić specjaliści i analitycy - oby trafniej, niż do tej pory.

Bez opracowań dostosowanych do aktualnej i przyszłej sytuacji na rynku węgla nie powinno być mowy o likwidacji "Krupińskiego" - w przeciwnym wypadku nie zawahałbym się użyć określenia, że coś tu "brzydko pachnie". Nie może być tak, że Australijczycy otwierają stare kopalnie, a my je likwidujemy. Złoże węgla jest i to na kilkadziesiąt lat eksploatacji. Wygląda na to, że kopalni "Krupiński" trzeba dać więcej czasu: niech pofedruje na udostępnionym złożu i rozciętych już ścianach. Czas pokaże, czy koniunktura na rynkach nie jest tymczasowa i czy możliwe jest, aby po raz kolejny ta jakże pechowa kopalnia umknęła spod gilotyny likwidacji w SRK.

 

Mieczysław Kościuk