Różański: Ochrona kopalń staje się fikcją

Kwi 24, 2015

Konflikt załogi należącego do Kompanii Węglowej SA (KW) Konsorcjum Ochrony Kopalń (KOK) Sp. z o.o. z pracodawcą, który od początku roku systematycznie wypowiada pracownikom umowy o pracę i zastępuje je umowami-zleceniami, osiągnął swoje apogeum. Kolejnym etapem sporu może być otwarty protest. Rozmowy ostatniej szansy zaplanowano na najbliższy wtorek. O szczegóły sytuacji w KOK spytaliśmy Wiesława Różańskiego, przewodniczącego zakładowej "Solidarności".

 

* * *

 

Solidarność Górnicza: - Panie przewodniczący, zanim porozmawiamy o konflikcie, wytłumaczmy Czytelnikom, czym jest Konsorcjum Ochrony Kopalń Sp. z o.o.?

Wiesław Różański, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" KOK Sp. z o.o.: - Konsorcjum Ochrony Kopalń Sp. z o.o. istnieje od 2006 roku. Firma powstała po to, by chronić cały majątek Kompanii Węglowej, łącznie z kompanijnymi zakładami. Właścicielem 100 procent udziałów KOK jest Kompania Węglowa SA. W tej chwili Konsorcjum zatrudnia ponad 1200 osób.

SG: - Co jest przyczyną sporu, o którym dotychczas niewiele się mówiło? Czy sytuacja w KOK rzeczywiście jest tak napięta?

WR: - Przyczyn jest kilka, ale główną stanowi próba odebrania ludziom tych niewielkich w sumie zabezpieczeń socjalnych, jakie daje umowa o pracę. Ludzie są zastraszani, szantażowani i zmuszani do przyjmowania umów-zleceń w miejsce umów o pracę. Na to się nie zgadzamy. Nie może być tak, że w jednej firmie pracownicy pracujący na tych samych stanowiskach zatrudniani są w oparciu o różne rodzaje umów. To jest po prostu nierówne traktowanie.

SG: - Czyli przede wszystkim chodzi o kwestię umów-zleceń, których stosowaniu w ogóle się sprzeciwiacie?

WR: - Nie do końca. Takie umowy mogą być stosowane w nadzwyczajnych sytuacjach, na przykład w przypadku braku obłożenia jakiegoś konkretnego posterunku w danym czasie. Wtedy zgadzamy się na zatrudnienie dodatkowych ludzi z zewnątrz, tak żeby obłożenie było 100-procentowe i firma nie musiała płacić kar. Ale tylko wtedy. Tymczasem pracodawca z metody dobrej w sytuacjach nadzwyczajnych usiłuje zrobić normę, ze szkodą dla pracowników.

SG: - Zgłaszaliście sprawę którejś z instytucji egzekwujących prawo?

WR: - Sprawę zgłaszaliśmy do Państwowej Inspekcji Pracy wielokrotnie w okresie ostatnich kilku lat. PIP zaleciła przywrócenie umów o pracę w miejsce umów-zleceń. Takie wystąpienie zostało przekazane pracodawcy. Zresztą, u nas nawet z umowami o pracę nie wszystko jest tak jak powinno być. Niektórzy są zatrudnieni na umowach tymczasowych od pięciu czy nawet dziesięciu lat, co też nie jest przecież zgodne z prawem. Ochrona powoli staje się fikcją. Ludzie pracują po 240-300 godzin miesięcznie i to w zawodzie, który wymaga najwyższej sprawności psychofizycznej przez cały czas. Wiadomo, że przy tylu godzinach pracy to niemożliwe. A to tylko dwie z bardzo wielu nieprawidłowości.

SG: - Czy jest jakieś rozwiązanie, które byłoby korzystne dla firmy, a zarazem usatysfakcjonowałoby załogę?

WR: - Myślę, że na wstępie należałoby przywrócić umowy o pracę pracownikom, którzy obecnie pracują na umowach-zleceniach. Jeśli w KOK ludzie będą zatrudniani tak jak górnicy, na podstawie umów o pracę, stawka rozliczeniowa pomiędzy nami a Kompanią będzie nieco wyższa, więc koszty pracy też wzrosną, ale jakość świadczonych usług będzie wyższa. Najprostszym i najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie wewnętrznych służb ochrony w Kompanii Węglowej i pozostałych spółkach węglowych. Ludzie mieliby pewne zatrudnienie, a spółki węglowe - skutecznie zabezpieczony majątek, jak i to, że nie firmowałyby pośrednio patologii występujących w firmach ochroniarskich ("umowy śmieciowe"). Funkcjonowanie takich służb wcale nie byłoby droższe od tego co mamy obecnie. Na marginesie mogę dodać, że w okresie ostatnich czterech lat pracownicy KOK nie otrzymali żadnych podwyżek, choć średnia ich płaca oscyluje w okolicach płacy minimalnej, a do tego w ostatnim okresie Kompania drastycznie obniżyła w niektórych kopalniach stawki rozliczeniowe oraz wydłużyła nam terminy płatności do 90 dni, co zmusiło Konsorcjum do zaciągnięcia kredytu. Obsługa kredytu kosztuje, więc pieniądze, które mogłyby zasilić domowe budżety pracowników dziś oddajemy bankom. Wracając do tematu, podstawową kwestią jest wspomniane już przeze mnie wcześniej przywrócenie umów o pracę. Pracownik zatrudniony na jej podstawie korzysta z funduszu socjalnego, dysponuje urlopem - jest traktowany po ludzku, więc pracuje efektywniej, bo ma motywację. Mówimy tu o firmie, która ochrania majątek państwowy i zarazem strategiczny dla państwa, więc samemu właścicielowi powinno zależeć na tym, by KOK wywiązywał się ze swoich zadań przede wszystkim jak najlepiej, a nie - jak najtaniej.

SG: - Rozumiem, że zdaniem strony związkowej obecna sytuacja szkodzi nie tylko pracownikom, ale również samemu Konsorcjum i jego właścicielowi - Kompanii Węglowej?

WR: - Dokładnie tak. Wyprowadzenie KOK na "wolny rynek" skutkuje kolejnymi, niestety - udanymi, próbami przejmowania ochrony majątku Kompanii przez firmy zewnętrzne, co obniża poziom bezpieczeństwa w jednostkach organizacyjnych Spółki. Najgorsze jest to, że dzieje się tak za pełnym przyzwoleniem Zarządu KW. Pamiętajmy, że firmy ochroniarskie w Polsce generalnie zatrudniają pracowników na tzw. umowach śmieciowych. Podmiot zatrudniający pracowników na bazie umów o pracę nie jest w stanie z nimi konkurować, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko kryterium cenowe. Powiem więcej - nawet gdybyśmy doprowadzili do sytuacji, w której tylko 20 procent pracowników KOK posiadałoby umowy o pracę, nadal nie bylibyśmy konkurencyjni. Tymczasem Zarząd KOK został zmuszony przez właściciela do cięcia kosztów, tak byśmy bez względu na wszystko mogli funkcjonować w warunkach rynkowych. Zwracam uwagę, że w naszej firmie da się zaoszczędzić tylko na kosztach pracy. My niczego nie produkujemy. Działalność KOK polega na świadczeniu określonej usługi, więc wszelkie cięcia bezpośrednio i niemal natychmiast dotykają samych pracowników.

SG: - Czy funkcjonujące w KOK związki zawodowe znajdują się w formalnym sporze zbiorowym z pracodawcą?

WR: - Tak. Od stycznia jesteśmy w sporze zbiorowym. Prowadzone rozmowy nie przyniosły jednak żadnych efektów. Zarząd KOK konsekwentnie dąży do oszczędności kosztem pracowników, choć zdajemy sobie sprawę, że kierownictwo naszej firmy w praktyce jest tylko wykonawcą tego, co postanowi właściciel, czyli Zarząd Kompanii Węglowej. Wszystkie zapewnienia, które dotychczas otrzymaliśmy, okazały się obiecankami bez pokrycia. Chodziło wyłącznie o to, by w KOK sztucznie utrzymać spokój społeczny. Ale to się właśnie kończy. Jeśli najbliższe rozmowy nie przyniosą żadnego porozumienia na piśmie, zdesperowanych ludzi nic nie powstrzyma.

SG: - Przed czym?

WR: - Tego sam nie wiem, bo atmosfera w KOK jest tak napięta, że mogą to być działania bardzo spontaniczne. Chciałbym mieć nadzieję, że wtorkowe rozmowy cokolwiek przyniosą. Otwartego protestu nikt z nas nie chce, bo stracą na nim wszyscy. Z drugiej strony - co mają zrobić ludzie, których do tej pory nikt, ani pracodawca, ani instytucje państwowe, nie chciał traktować poważnie?

SG: - Dziękujemy za rozmowę.

 

rozmawiał: MJ