OFEnsywa propagandowa Głębokiego Reformatora

Mar 20, 2011

- Chcę spróbować przekonać państwa, że mój rząd przeprowadza głębokie reformy. Być może jednym z podstawowych grzechów mojej ekipy jest to, że nie potrafimy się z tym przebić do opinii publicznej - napisał w Gazecie Wyborczej premier Donald Tusk. - Jak głęboko sięga ręka Tuska w reformy, wie już nieomal każdy, kto w 2007 roku nabrał się na ceny kurczaków, jabłek, chleba i benzyny - odpowiada Kapitan Nemo z serwisu Niepoprawni.pl. Publikujemy obszerne fragmenty tekstu internauty.

 

* * *

 

Ministerstwo Propagandy doszło do wniosku, że jedynym ratunkiem dla tonącej Platformy i jej wodza będzie propaganda sukcesu. Wynalazek ten wprawdzie nie jest nowy, gdyż cuchnie komuną, że nie wspomnę o propagandzie Goebbelsa. Ale tonący chwyta się wszystkiego, co jest pod ręką. Tusk zaś nie ma już niczego pod ręką poza propagandą, gdyż sztandarowy pomysł na rządzenie - czyli straszenie PiS-em - już nie przebija się do opinii publicznej. Tusk więc zamierza przebić się do społeczeństwa głębokimi reformami, które właśnie przeprowadza.

 

Premier buja w obłokach

Jak głęboko sięga ręka Tuska w reformy, wie już nieomal każdy, kto w 2007 roku nabrał się na ceny kurczaków, jabłek, chleba i benzyny. Ale nie wystarczy już sięgać do portfeli i kieszeni społeczeństwa - teraz Tusk zamierza poszperać i w reformach. Tusk, jako produkt propagandy sukcesu i cudów, które nam stworzył, dość niechętnie wraca do swoich obietnic z 2007 roku, które spisał na tekturowych tablicach. Obietnice cudów Tusk dzisiaj sprowadza do marzeń małego chłopca: - Miałem i mam proste marzenia. Mówiłem o tym, kiedy obejmowałem funkcję premiera i także wcześniej, wiele razy. Marzyłem o tym, żeby doczekać czasów, w których największym narodowym wyzwaniem będzie podniesienie poziomu życia polskiej rodziny. Tylko tyle i aż tyle - pisze Głęboki Reformator.

Niestety, marzenia Tuska o cudach prysły jak bańka mydlana, co nie oznacza, że Tusk nie będzie się chwalić głębokimi reformami - tak jak mały chłopiec chwali się tym, że już nie sika w majtki. Bo ten starszawy chłopiec, który został premierem tylko dlatego, że miał marzenia, nadal jest oderwany od realnego życia, zwierzając się GW: Polakom należy się "trochę europejskiej normalności" i wyzwaniem dla kraju nie jest już "walka o byt", lecz rozwój i "budowanie dostatku"... A więc Tusk nadal buja w obłokach Machu Picchu, nazywając codzienną egzystencję Polaków już nie "walką o byt" lecz "budowaniem dostatku"! Tusk nie odszedł więc za daleko od marzeń małego chłopca z 2007 roku, bredząc dzisiaj o "europejskiej normalności" (zapewne à la TVP) i "budowaniu dostatku" - dzięki głębokim reformom w dziedzinie VAT i OFE.

 

Wszystkie podatki w górę

Przypomnijmy temu starzejącemu się gwałtownie chłopcu, który nadal jest premierem RP, że od czasu gdy premierem został, podwyższone zostały wszystkie podatki - włącznie z podatkiem PIT! Przecież to rząd Głębokiego Reformatora zamroził progi podatkowe, co przy gwałtownie rosnącej inflacji oznacza, że Polacy dzisiaj zarabiają średnio mniej, niż wtedy gdy Tusk zaczął realizować swoje chłopięce marzenia. Tylko w ubiegłym roku wzrost inflacji w stosunku do ub. roku o 3,8 procent pożarł wzrost średnich płac, a w przypadku osób na zasiłkach - doprowadził do dalszej pauperyzacji emerytów i rencistów. A ten proces dzieje się od 2008 roku i rok po roku! Przecież tylko wzrost cen żywności o 4,8 procent w stosunku do ubiegłego roku oznacza powrót biedy do wielu rodzin, zwłaszcza wielodzietnych i samotnych matek.

 

POstępowa dziura budżetowa

Inauguracja propagandy sukcesu PO na łamach GW, przeznaczona jest zapewne dla kompletnych idiotów, którzy stanowią tzw. żelazny elektorat Głębokiego Reformatora. Bo tylko kompletny idiota nie dostrzega, że Tusk - w ramach swoich głębokich reform - sięga właśnie kolejny raz do kieszeni Polaków, tym razem nacjonalizując składki OFE po to, aby zapchać nimi dziurę budżetową. Ale wierny wyborca PO wie, że dziura Tuska jest dziurą postępową - rezultatem głębokich reform Tuska, dzięki którym przestaliśmy już walczyć o byt, "budując dostatek" i "europejską normalność". Warto więc za tow. Gomułką podać parę cyfr, które udowodnią niedowiarkom, jaki to dostatek zawdzięczamy Tuskowi.

 

Polak - 3203 zł, Niemiec - 3093 euro

Według opublikowanego w ubiegłym roku raportu "Praca Polska 2010" aż 43,6 proc. Polaków zarabia poniżej 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia, a 65,4 proc. - poniżej przeciętnego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej. Jak napisano w raporcie, 10 proc. najlepiej zarabiających Polaków pobiera pensje o niemal 800 proc. wyższą od 10 proc. osób z najniższymi dochodami. Rozpiętość płac jest więc ogromna. A to wpływa na statystyki "dobrobytu".

W trzecim kwartale 2010 roku średnia pensja w gospodarce narodowej wyniosła 3203,08 zł brutto. Na rękę Polacy dostają przeciętnie 2300 zł, czyli jedynie 23,7 proc. tego, co zarabiają Amerykanie. Dla porównania: średnia płaca w Niemczech to 3093 euro. W 2010 roku tylko 12 proc. Polaków wyjechało na wakacje, a co piątego nie stać na jedzenie mięsa lub ryb co drugi dzień.

 

Tak wygląda prawdziwy świat, którego dawny Geniusz Kaszub, a obecnie Głęboki Reformator Donald Tusk nie dostrzeże w czasie wojny propagandowej PO o kolejną kadencję.