26. rocznica męczeństwa kapelana "S"

Paź 19, 2010

26 lat temu, w piątkowy wieczór, koło miejscowości Górsk pod Toruniem został uprowadzony, a następnie zamordowany ksiądz Jerzy Popiełuszko, kapelan "Solidarności". Sprawcami porwania byli funkcjonariusze IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych: Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski. Dziś obchodzimy wspomnienie liturgiczne męczennika za wiarę, który 6 czerwca 2010 roku został ogłoszony błogosławionym.

Do porwania księdza Popiełuszki i jego kierowcy Waldemara Chrostowskiego doszło po spotkaniu z wiernymi w bydgoskim kościele pw. św. Polskich Braci Męczenników.

Około godz. 22, na niezabudowanym terenie należącym do miejscowości Górsk ich volkswagen golf został wyprzedzony przez "dużego fiata". Obydwaj pasażerowie golfa zauważyli w fiacie człowieka w mundurze milicji drogowej, dającego im znak do zatrzymania się.

Umundurowany mężczyzna poprosił Chrostowskiego do swego samochodu na kontrolę trzeźwości. Gdy Chrostowski otworzył drzwi fiata koło kierowcy, został wepchnięty do środka i skuty kajdankami. Jednocześnie zobaczył, jak ks. Popiełuszko wysiada z samochodu, a dwóch pozostałych mężczyzn trzyma go za rękaw i prowadzi w stronę samochodu, w którym siedział. Usłyszał jeszcze jego słowa: "Panowie, co robicie?!", a potem głuche uderzenie, łoskot wrzuconego do bagażnika ciężkiego przedmiotu i trzask zamykanej klapy. Mężczyźni, którzy wrzucili ks. Popiełuszkę do bagażnika usiedli na tylnym siedzeniu, po czym któryś z nich chwycił Chrostowskiego za szyję i wepchnął mu w usta knebel. Jednocześnie kierowca ks. Popiełuszki poczuł na karku lufę pistoletu. Samochód z dużą szybkością ruszył w stronę Torunia. Po ok. 300 metrach jazdy któryś z porywaczy zaczął zakładać Chrostowskiemu sznurek na knebel i powiedział: "Założymy ci sznureczek, abyś mordy nie darł na ostatnią drogę".

Chrostowski wiedział, że jeśli czegoś nie zrobi, czeka go śmierć. Początkowo myślał o chwyceniu za kierownicę i zepchnięciu fiata do rowu. Nie zrobił tego jednak, gdyż bał się, że wepchnięty do bagażnika ksiądz może takiego manewru nie przeżyć. Zamiast powodować wypadek, zaczął po omacku, małym palcem szukać klamki. Kiedy w odległości niecałych 5 km od miejsca porwania pojawiły się światła miejscowości, Chrostowski szarpnął za klamkę, naparł całym ciałem na drzwi i wyskoczył z jadącego z prędkością 90-110 km/h samochodu. Porywacze nie zatrzymali się, by go łapać - było dla nich oczywiste, że Chrostowski nie żyje.

Fiat z księdzem Popiełuszką w bagażniku kontynuował jazdę w stronę Torunia. Gdy porywacze przejeżdżali koło toruńskiego hotelu "Kosmos" jeden z nich powiedział, że ksiądz rusza się w bagażniku. Sprawcy porwania postanowili wysiąść, by sprawdzić, czy Popiełuszko nie krzyczał i lepiej go związać. Korzystając z otwarcia klapy, ks. Popiełuszko zdołał wyskoczyć z bagażnika i zaczął uciekać krzycząc: "Ratunku! Ludzie, darujcie mi życie!". Była to jednak próba daremna. Główny porywacz uderzył Popiełuszkę milicyjną pałką i powalił go na ziemię. Ksiądz Popiełuszko został ponownie wrzucony do bagażnika, a następnie związany i zakneblowany.

Umieściwszy ponownie księdza w bagażniku, sprawcy porwania ruszyli w stronę Włocławka. Po drodze zatrzymywali się dwa razy. Usiłujący podważyć klapę bagażnika ks. Popiełuszko był przez nich bity pałką po głowie i związany w taki sposób, że każda próba wyprostowania nóg powodowała duszenie. Na żądanie swojego herszta, sprawcy porwania przywiązali do nóg skrępowanego księdza przygotowany wcześniej worek z kamieniami.

Kiedy dotarli do zapory we Włocławku otworzyli bagażnik, wyjęli księdza Popiełuszkę i wrzucili go do wody. Tego, czy w momencie wrzucenia do zalewu ks. Popiełuszko jeszcze żył, nigdy nie udało się ustalić. Dla sprawców porwania nie było to szczególnie ważne.

W swoim działaniu mordercy ks. Popiełuszki popełnili jednak niezamierzony błąd. Nie przypuszczali bowiem, że Waldemar Chrostowski, który wyskoczył z pędzącego samochodu na jezdnię przeżył. Dzięki swej sprawności fizycznej (był zawodowym strażakiem) uniknął poważniejszych obrażeń i dotarł do najbliższych zabudowań. Dzięki niemu o porwaniu ks. Popiełuszki poinformowane zostały najpierw władze kościelne, a następnie miejscowy Urząd Spraw Wewnętrznych (czyli milicja).

Zaczęły się intensywne czynności śledcze. W krótkim czasie udało się ustalić sprawców porwania. Okazali się nimi trzej funkcjonariusze IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którego "specjalnością" była inwigilacja i nękanie kościoła. Wszyscy zostali aresztowani sześć dni po porwaniu księdza, 25 października, a następnie osadzeni w areszcie przy ul. Rakowieckiej w Warszawie - bardzo blisko miejsca, gdzie wcześniej pracowali.

30 października odnaleziono utopione w wodach Zalewu Włocławskiego ciało księdza Popiełuszki. 3 listopada zamordowany ksiądz został pochowany w grobie przy kościele pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Żegnało go ok. 1000 kapłanów i ponad 600 tysięcy wiernych z całej Polski.

 

Bartłomiej Kozłowski, Polska.pl