Do zatrzymania Kasprzyka doszło 13 grudnia. Wiadomość ta dotarła do górników kilka godzin później. Następnego dnia odbyły się masówki, w trakcie których kierownictwo kopalni, mianowany przez władze komisarz wojskowy i miejscowi księża przekonywali wzburzoną załogę do zachowania spokoju. Górnicy z "Ziemowita" nie zamierzali jednak biernie przyglądać się wydarzeniom w kraju. Późnym wieczorem rozpoczęli podziemny strajk, domagając się spełnienia trzech postulatów: uwolnienia zatrzymanych działaczy NSZZ "Solidarność", odwołania stanu wojennego oraz przywrócenia praw obywatelskich i konstytucyjnych.
Dramatycznym momentem protestu było ultimatum postawione przez władze 20 grudnia: albo górnicy zakończą strajk, albo powinni się liczyć z interwencją siłową, co po wydarzeniach w kopalniach "Wujek" i "Manifest Lipcowy" robiło wrażenie. Protestujący w swej większości byli jednak nieugięci. Ponad tysiąc osób zostało pod ziemią.
Decyzja o zakończeniu strajku zapadła 24 grudnia. Górnicy mieli świadomość, co wydarzyło się w "Wujku" i "Manifeście". Wiedzieli też, że do strajku generalnego nie dojdzie, a w swym proteście są coraz bardziej osamotnieni. Po pisemnym zapewnieniu dyrektora i komisarza wojskowego o bezpieczeństwie, że po zakończeniu strajku nic im nie grozi, 9-dniowy protest dobiegł końca. "Ziemowit" okazał się jednym z najtrwalszych punktów oporu społecznego przeciwko decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego.