Waży się los PGG (aktualizacja)

Kwi 22, 2020

Wtorkowe spotkanie przedstawicieli organizacji związkowych zrzeszających pracowników Polskiej Grupy Górniczej SA (PGG) i Zarządu PGG, w którym udział wziął również wicepremier Jacek Sasin, zakończyło się bez rozstrzygnięć. Pracodawca chce, by związkowcy zgodzili się na porozumienie zakładające skrócenie tygodnia pracy o jeden dzień i obniżenie górniczych wynagrodzeń o 20 procent. Centrale nie sprzeciwiają się planom oszczędnościowym, ale chciałyby wiedzieć, jakie korzyści przyniosą one Spółce i czy dzięki nim PGG rzeczywiście przetrwa.

- Narracja ze strony Zarządu była taka, że propozycja związkowa nie daje takich oszczędności, jakie są dziś niezbędne, aby uratować Polską Grupę Górniczą przed upadłością, dlatego niezbędne jest podpisanie porozumienia w formie przedstawionej przez pracodawcę, bo tylko skrócenie tygodnia pracy o jeden dzień i obniżenie wynagrodzeń pracowniczych o 20 proc. zagwarantuje PGG przetrwanie - a jeśli porozumienia nie podpiszemy, w ciągu 3-4 miesięcy Grupa przyniesie 800-milionową stratę i zbankrutuje - relacjonuje przebieg spotkania przewodniczący Zakładowej Organizacji Koordynacyjnej (ZOK) NSZZ "Solidarność" PGG SA oraz szef górniczej "Solidarności" Bogusław Hutek.

Strona rządowa odniosła się do związkowego pomysłu zablokowania importu energii i węgla, co miałoby dać szansę na przetrwanie zarówno polskim spółkom energetycznym, jak i kopalniom.

- Usłyszeliśmy, że wstrzymanie importu energii jest nieopłacalne, bo jest to energia bardzo tania. Ewentualna blokada skutkowałaby znaczącym wzrostem cen energii, poza tym wyższe koszty produkcji energii mogłyby ponoć zachwiać koncernami energetycznymi. Nawet, jeśli tak jest, to pamiętajmy, że importowana energia jest tania, bo jej produkcja ze źródeł odnawialnych jest w olbrzymim stopniu dofinansowana. Nie mamy zatem do czynienia z wolnym rynkiem, gdzie producenci konkurują ceną i jakością, tylko z rynkiem sterowanym przez Brukselę. Unia Europejska doprowadziła do likwidacji wolnego rynku w segmencie energetycznym, choć miała istnienie wolnego rynku gwarantować. Firmy takie, jak Polska Grupa Górnicza, są dziś na straconej pozycji, bo inne rządy swoich producentów energii mogą otwarcie wspierać, my natomiast musielibyśmy opuścić Unię Europejską, aby móc postępować dokładnie tak samo. Jeśli chodzi o wstrzymanie importu węgla z Rosji, niczego się ponoć nie da zrobić, bo byłoby to złamanie reguł Światowej Organizacji Handlu - mówi lider ZOK.

Według związkowców sytuacja PGG byłaby dziś lepsza, gdyby energetyka wywiązywała się z obowiązku zapłaty za zakontraktowany węgiel.

- Wspomnieliśmy o problemach w regulowaniu należności wobec Polskiej Grupy Górniczej przez spółki energetyczne. Odpowiedziano nam, że gdyby zaczęły one płacić, same popadłyby w kłopoty. I jak takie wypowiedzi interpretować? Bo ja widzę tylko jedną możliwość - górnictwo węglowe i górników rząd z góry spisał "na straty" po to, by ratować energetykę, która to energetyka kupuje energię i surowiec do produkcji energii z zagranicy, wspierając obce przedsiębiorstwa. Gdy o tym wspomnieliśmy, zarzucono nam demagogię i stwierdzono, że energetyka węgla potrzebuje, ale nie "aż tyle". Skoro nie "aż tyle", to ile? Na to pytanie nikt nam jednak nie odpowiedział - zauważa Bogusław Hutek.

Dalsze decyzje central związkowych mogą zależeć od tego, co znajdzie się w rządowej koncepcji funkcjonowania sektora. Przypomnijmy, że wedle ustaleń z lutego miała ona zostać przedstawiona 21 kwietnia, tak się jednak nie stało.

- Strona rządowa oświadczyła, że przedstawi swój plan do końca maja. Nie możemy przecież tak długo czekać. Musimy wiedzieć już dziś, a najpóźniej do końca kwietnia, czy rząd zakłada dalsze funkcjonowanie PGG i czy firma ta, wedle rządowych założeń, będzie istniała na przykład pod koniec bieżącego roku. Chcemy mieć tę pewność i odpowiedź na pytanie, czy górnicy, oddając część swoich wynagrodzeń, rzeczywiście przyczynią się do tego, że ich miejsca pracy będą istniały za rok lub dwa lata, czy też miałoby to tylko odsunąć upadłość PGG o kilka miesięcy? W tym drugim przypadku ich wyrzeczenia po prostu nie miałyby sensu i nie warto byłoby się na nie godzić - podsumowuje przewodniczący NSZZ "Solidarność" PGG SA.

 

Aktualizacja [Kwi 22, 2020]

Po tym, jak media poinformowały o wizycie masowca "Agia Trias" w gdańskim Porcie Północnym i dostarczeniu przez tę jednostkę zamówionego przez PGE Paliwa Sp. z o.o. węgla z Kolumbii, głos zabrał przewodniczący ZOK NSZZ "Solidarność" PGG SA Bogusław Hutek.

- Rząd pana premiera Morawieckiego domaga się od związków zawodowych, by te wzięły "na siebie" współodpowiedzialność za drastyczne obniżenie wysokości wynagrodzeń pracowników Polskiej Grupy Górniczej w związku z kryzysem spowodowanym pandemią koronawirusa, ale nie ma nic przeciwko temu, by do gdańskiego portu wpływały wypełnione węglem jednostki i to takie, jak olbrzymi masowiec "Agia Trias" o nośności niemal 186 tysięcy ton, którym przypłynął węgiel z Kolumbii. Surowiec sprowadziła państwowa spółka PGE Paliwa. Mam pytanie do rządzących, czy w ogóle kontrolują ten stan rzeczy? Bo może nie kontrolują i wszystko "toczy się" już tylko siłą rozpędu? Jeśli tak, to niech nikt nie domaga się od związków zawodowych, by te brały odpowiedzialność za politykę prowadzoną przez rząd. Obowiązkiem związkowca jest obrona praw pracowniczych, w tym pracowniczego prawa do godnego zarobku, a nie obrona rządu - zwłaszcza w sytuacji, gdy ten szkodzi własnym kopalniom i przekonuje wszystkich wokół, że energetyka nie ma miejsca na składowanie surowca, a jednocześnie pozwala na import węgla. Okazuje się, że miejsce jest - tyle tylko, że na węgiel kolumbijski i rosyjski. Na polski węgiel polskie spółki energetyczne miejsca nie mają... - podsumował.