Babij: Wierzę w powrót do normalności

Cze 16, 2021

- Najbliższy czas to stopniowe wyprowadzanie kopalni "na prostą" po miesiącach zmarnowanych przez były Zarząd. To także czas powrotu do normalności, czyli anulowania porozumienia dotyczącego zawieszenia części premii. Jeśli chodzi o bardziej odległy horyzont czasowy, wierzę w stabilny rozwój firmy, bo to oznaczałoby też stabilizację sytuacji z punktu widzenia pracowników Przedsiębiorstwa Górniczego "Silesia". (...) Jestem optymistą - mówi Grzegorz Babij, przewodniczący "Solidarności" w czechowickiej kopalni, z którym rozmawiamy o sytuacji zakładu po jego przejęciu przez Bumech SA.

 

* * *

 

Solidarność Górnicza: - Ponad rok temu załogę kopalni "Silesia" zaskoczyła wiadomość o decyzji ówczesnego właściciela, który chciał zakład zamknąć i to do końca 2021 roku. Przeżyliśmy swoiste "déjà vu", bo sytuacja zaczęła przypominać tę sprzed dekady, kiedy nikt - poza samymi pracownikami - nie interesował się losem przeznaczonego do likwidacji przedsiębiorstwa. Wtedy załoga znalazła inwestora, dzięki któremu "Silesia" przetrwała. Teraz podjęliście się podobnego zadania. Mamy czerwiec 2021 r. i trzeba chyba przyznać, że przez ostatni rok sporo się zmieniło...

Grzegorz Babij, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" PG "Silesia" Sp. z o.o.: - Zdecydowanie tak. Zacznijmy od początku. 30 kwietnia 2020 r., podczas posiedzenia Zarządu PG "Silesia" Sp. z o.o., które odbyło się w Pradze, podjęto uchwałę rekomendującą Walnemu Zgromadzeniu Udziałowców PG "Silesia" Sp. z o.o. przyjęcie planu krótkoterminowego, co oznaczało początek procesu likwidacyjnego PG "Silesia". 1 maja, podczas telekonferencji, informację o tym fakcie przekazał nam Daniel Křetínský, właściciel "Silesii" i prezes spółki Energetický a průmyslový holding. Zaznaczył też, że jedyną możliwością utrzymania miejsc pracy przez kolejne półtora roku jest zgoda załogi na obniżenie wynagrodzeń o 10 procent. Byliśmy w sytuacji bez wyjścia. Przed nami rysowała się perspektywa natychmiastowej likwidacji albo kupienia sobie odrobiny czasu i potencjalnego utrzymania naszych miejsc pracy. Dziś oceniam, że podjęliśmy wtedy jedyną możliwą decyzję. Od początku strona czeska utrzymywała, że "na stole" leżą trzy opcje - likwidacja, sprzedaż polskiemu Skarbowi Państwa lub sprzedaż mniejszościowym udziałowcom, pracownikom. Jako "Solidarność" niezwłocznie podjęliśmy działania, które miały uratować kopalnię. Już 11 maja, wraz z Markiem Boguszem, przewodniczącym Zarządu Regionu Podbeskidzie NSZZ "Solidarność", spotkaliśmy się w Ministerstwie Aktywów Państwowych z dyrektorem Departamentu do spraw Górnictwa Jonaszem Drabkiem, aby zorientować się, czy istnieje możliwość, by Skarb państwa był zainteresowany kupnem PG "Silesia". Na spotkaniu ustalono, że przejęcie "Silesii" przez którąkolwiek z państwowych spółek jest mało prawdopodobne. Jednocześnie resort zadeklarował daleko idącą pomoc. Przedsiębiorstwo Górnicze "Silesia" zostało zobowiązane do opracowania biznesplanu na minimum 10 lat. W międzyczasie nawiązaliśmy kontakt z kilkoma inwestorami, których potencjał i doświadczenie wskazywały, że mogą oni być zainteresowani nabyciem PG "Silesia". Były to podmioty zagraniczne i jeden podmiot polski. Tu spotkaliśmy się z ogromnym oporem. Zarówno pracownicy, członkowie "Solidarności", jak i przedstawiciele mediów zaczęli otrzymywać fałszywe SMS-y, które miały zdyskredytować nasze działania. Te nieprawdziwe wiadomości były rozsyłane dalej przez nieprzychylnych nam ludzi i stawały się argumentami przeciwko nam dla strony czeskiej. Wspomnieć należy chociażby wypowiedzi ówczesnego rzecznika prasowego EPH, który twierdził, że inwestorzy to domysły i spekulacje związkowców. Na szczęście prawda sama się obroniła. Wkrótce ludzie sami mogli zobaczyć zainteresowanych kupców, którzy prowadzili na terenie kopalni niezbędne przed zakupem badania środków trwałych. Dziś autorzy tamtych fake newsów powinni spalić się ze wstydu. Również podjęliśmy próbę utworzenia spółki, której głównymi udziałowcami byliby pracownicy, a która musiałaby oprzeć funkcjonowanie nie tylko o wydobycie, ale także o przetwarzanie surowca. W tym celu skontaktowaliśmy się z osobą, która dysponuje właściwą wiedzą i - co najważniejsze - patentami na poszczególne procesy produkcyjne. W ten sposób powstał nasz autorski projekt "Green Coal". Nadal uważam, że mogła to być rewolucja na polskim rynku węgla. Świadczyły o tym wszystkie przeprowadzone symulacje. Niestety, zabrakło dobrej woli ze strony poprzedniego Zarządu, który postawił warunki dla nas nie do zaakceptowania.

SG: - Ostatecznie kopalnia znalazła nabywcę - podmiot, który nie jest spółką Skarbu Państwa, nie jest też spółką pracowniczą. Jak doszło do zmiany decyzji strony czeskiej?

GB: - Odbyło się to pod naciskiem "Solidarności" i pozostałych przedstawicieli strony społecznej. Od początku widzieliśmy niechęć do inwestorów prywatnych. Docierały do nas informacje, że inwestorzy ci byli zbywani. Na przykład obiecywano im dostęp do dokumentacji, po czym kontakt się urywał. Na przełomie lipca i sierpnia udzieliłem wywiadu prasowego, w którym jednoznacznie określiłem działania Zarządu odnośnie sprzedaży jako pozorowane.

SG: - Czy właściciel jakoś się do tego odniósł?

GB: - Tak, ale w dość specyficzny sposób - niczego nie zdementował, padły natomiast groźby zwolnienia mnie z pracy. Były również próby zastraszania ludzi, którzy wspierali nas w procesie ratowania kopalni. Pojawiło się też coś o wiele gorszego. W tym czasie na moim biurku wylądowało pismo informujące o rozpoczęciu procesu zwolnień grupowych. Było to jednoznaczne złamanie porozumienia majowego, które dawało nam wspomniane przeze mnie półtora roku czasu w zamian za zgodę na obniżenie pensji o 10 procent. Widać było jednoznacznie, że dla nich w całym tym procesie nie liczy się pracownik, zakład pracy, nasza przyszłość, tylko ich wizerunek. I tutaj się przeliczyli, bo nie zdawali sobie sprawy, że wyposażyli "Solidarność" w potężną broń. Szeroką kampanią informacyjną obnażyliśmy całą prawdę o postępowaniu Zarządu, o pozorowanych działaniach, o łamaniu standardów, co zaowocowało całkowitą zmianą nastawienia ze strony czeskiego właściciela. Szybko wycofano plan zwolnień grupowych i dopuszczono zainteresowane podmioty do informacji potrzebnych przy procesie kupna naszego zakładu. Ostatecznie właściciel zdecydował, że "Silesia" trafi w ręce firmy Bumech SA.

SG: - "Silesię" udało się uratować, nie zmienia to jednak faktu, że perspektywy dla całego górnictwa w Unii Europejskiej rysują się w coraz ciemniejszych barwach. Jak można wytłumaczyć fakt, iż polska firma postanowiła kupić kopalnię, gdy Unia odchodzi od węgla i zaostrza prowadzoną przez siebie "politykę klimatyczną"? Czy to nie szaleństwo?

GB: - Przede wszystkim faktem jest, że wyznaczono bardzo krótki horyzont czasu funkcjonowania państwowych spółek górniczych w Polsce. Dominuje doktryna, która nakazuje państwom członkowskim Unii Europejskiej, zwłaszcza zaś opierającej swoją energetykę na węglu Polsce, odchodzenie od wydobycia węgla energetycznego. Jednak trzeba też wziąć pod uwagę inne uwarunkowania. Na przykład to, że naprawdę dobry inwestor inwestuje w momencie, w którym sytuacja wydaje się beznadziejna, a ceny są niskie, bo wie, że dzięki temu ma szansę na zysk. Do tego "Silesia" ma potencjał w postaci zasobów węgla i wykwalifikowanej załogi, co daje dobrą perspektywę na przyszłość. Inwestycja w taki zakład nie stawia nowego właściciela w jednym szeregu z szaleńcami, czyż nie?

SG: - Od przejęcia kopalni przez Bumech minęło nieco ponad 100 dni. Jak NSZZ "Solidarność" ocenia pierwsze decyzje nowego właściciela?

GB: - Na pewno pozytywna jest zmiana schematu organizacyjnego. Okazuje się, że kopalnia może doskonale funkcjonować bez niektórych stanowisk kadry zarządzającej, które generowały określone koszty. Dla mnie jest to sygnał, że nowy właściciel zaczyna szukać oszczędności najpierw u siebie. Niestety, pojawiają się też negatywne konsekwencje podejmowanych decyzji. Na pewno szybkie zmiany organizacyjne doprowadzają do pewnego chaosu. Pracownicy są zdezorientowani, bo przekaz informacyjny dotyczący zmian jest w tyle za samym procesem. To trzeba poprawić. Przed nowym właścicielem wciąż stoi mnóstwo wyzwań. Mam tutaj na myśli nie tylko wydobycie węgla, ale również całe otoczenie z przerobem na sortymenty dostosowane do rynku, czy też sprzedaż węgla na odpowiednim poziomie za odpowiednie pieniądze. Przypomnę jednak pewien prosty fakt - gdyby nie to, że ktoś chętny i z pomysłem zdecydował się postawić na tę kopalnię oraz jej załogę, dzisiaj nie byłoby o czym i o kim pisać.

SG: - Czego zatem zakładowa "Solidarność" oczekiwałaby od nowego właściciela w najbliższych miesiącach i latach?

GB: - Najbliższy czas to stopniowe wyprowadzanie kopalni "na prostą" po miesiącach zmarnowanych przez były Zarząd. To także czas powrotu do normalności, czyli anulowania porozumienia dotyczącego zawieszenia części premii. Jeśli chodzi o bardziej odległy horyzont czasowy, wierzę w stabilny rozwój firmy, bo to oznaczałoby też stabilizację sytuacji z punktu widzenia pracowników PG "Silesia". Nie może być tak, że na rynku węgla "lekko zawieje", a już decydenci każą diametralnie zmieniać pracownikom życie i dostosowywać się do "zmiany pogody". Od tego są związki zawodowe, aby o stabilizację i bezpieczeństwo zawodowe walczyć. "Solidarność" zawsze będzie dbała w pierwszej kolejności o bezpieczeństwo pracowników, o jak najlepsze warunki pracy i płacy. W każdej z wymienionych powyżej kwestii jestem optymistą. Tym bardziej, że podpisaliśmy porozumienie przywracające wynagrodzenia sprzed maja 2020 r.

SG: - Dziękujemy za rozmowę.

 

rozmawiał: MJ