* * *
Kwestia dostępności - a raczej braku dostępności - węgla na rynku elektryzuje niemal całe polskie społeczeństwo. Do tego stopnia, że zainteresował się nią pewien poseł, który w Sejmie wymachiwał bryłkami węgla, domagając się od polskich kopalń większego wydobycia, choć jeszcze kilka lat temu dzielnie wspierał ekipę polityczną dążącą do błyskawicznej likwidacji całego sektora wydobywczego.
Powiedzmy zatem wprost, bo - jak widać - nie każdy wie: za brak węgla opałowego czy energetycznego w Polsce nie odpowiadają polskie spółki węglowe. Wszystkie te firmy - czy to Polska Grupa Górnicza, czy to Tauron Wydobycie, czy to Węglokoks Kraj - zostały zmuszone do obniżenia poziomu wydobycia wskutek polityki spółek energetycznych, które nie odbierały zakontraktowanego węgla, przez co zalegał on na wypełnionych po brzegi zwałach. Niegdyś wspominałem o tym do znudzenia. Mamy też podpisaną 28 maja 2021 roku umowę społeczną, która reguluje zasady transformacji polskiego górnictwa, w tym ilość węgla, jaką mogą wydobyć poszczególne kopalnie. Obwinianie pracowników którejkolwiek spółki węglowej o cokolwiek jest niedorzeczne i nie do zaakceptowania.
Nie znaczy to oczywiście, że problemu nie ma. Sytuację w handlu węglem należy jak najszybciej uzdrowić. Krajowa Sekcja Górnictwa Węgla Kamiennego NSZZ "Solidarność" od dawna sygnalizowała i alarmowała, że ceny węgla u pośredników są skandalicznie wysokie. Niestety, żaden urzędnik i żaden polityk się tym nie zainteresował. Najlepszym wyjściem byłoby stworzenie sieci "firmowych" składów węgla - na przykład pod patronatem Polskiej Grupy Górniczej, która sprzedawałaby tam swój węgiel w cenie "z bramy kopalni" uzupełnionej kosztami transportu, bez jakichkolwiek marż handlowych i bez pośredników. To stara koncepcja, o której mówiliśmy jeszcze w czasach funkcjonowania Kompanii Węglowej, tylko wtedy nikt jej poważnie nie potraktował, a szkoda. W tej chwili realizacja pomysłu jest uzależniona od decyzji rządu, który musi się wreszcie określić i odpowiedzieć na pytanie, czy w kolejnych latach węgiel będzie podstawowym paliwem energetycznym? Wszak tylko wtedy wieloletnie inwestycje mające spowodować wzrost wydobycia będą miały sens. Bo jeśli za kilka miesięcy czy za rok jakiś polityk wpadnie na pomysł, żeby znów na siłę promować odnawialne źródła energii, a potrzebny węgiel importować, to budowa składów węgla sensu nie ma i będzie przysłowiowym "wyrzucaniem pieniędzy w błoto". Póki co, z kręgów rządowych dochodzą do nas tylko pojedyncze sygnały na ten temat, wciąż natomiast brakuje oficjalnego stanowiska gabinetu premiera Morawieckiego.
Do tego wszystkiego dochodzą inne kwestie. Bo jeśli ktoś dziś oczekuje, że Polska Grupa Górnicza wraz z innymi spółkami węglowymi będzie w stanie z dnia na dzień zintensyfikować wydobycie, to się grubo myli. Pracownicy pracują na starym sprzęcie, w najlepszym wypadku - wyremontowanym. Tutaj potrzebne będą duże inwestycje. Skąd jednak wziąć na nie pieniądze, skoro PGG sprzedaje węgiel energetyce po 12,5 złotego za gigadżula, podczas gdy standardowe kontrakty terminowe w portach ARA oscylują wokół 40-50 zł za GJ? Jednocześnie rosną koszty energii, usług i materiałów, za które PGG w tym roku zapłaciła o 2,1 miliarda złotych więcej niż w roku ubiegłym.
Jeśli PGG nadal nie będzie mogła sprzedawać energetyce węgla po cenach rynkowych, wkrótce zostanie zmuszona do upomnienia się o wsparcie z budżetu państwa, czego nikt z nas nie chce. Energetyka rosnące koszty utrzymania "wrzuca" w cenę energii, każda inna branża robi podobnie, tylko górnictwu się tego odmawia. Dlaczego? Czy po to, żeby za chwilę oskarżać nas o "nierentowność"? Górnicy chcą normalnie pracować, zarabiać na swoje utrzymanie, na nowe maszyny, na inwestycje. Aby tak się stało, PGG musi zacząć sprzedawać węgiel energetyce po cenie rynkowej, dzięki czemu dodatkowe wsparcie finansowe po prostu nie będzie potrzebne. Czy to tak trudno zrozumieć?
Przypomnę też na koniec, że moje osobiste przemyślenia, które przed chwilą przedstawiłem, nie mają bezpośredniego przełożenia na rzeczywistość, choć chciałbym, żeby tak było. Póki co, za to, jakie będzie wydobycie i jaki będzie system handlu węglem, bezpośrednio i w całości odpowiadają osoby zarządzające spółkami węglowymi oraz politycy. Otrzymują z tego tytułu olbrzymie wynagrodzenia, dlatego natychmiast powinni wziąć się do roboty i wypracować odpowiednie rozwiązania, które umożliwią nabycie węgla każdemu zainteresowanemu klientowi w cenie "z bramy kopalni". O to jak najmocniej apeluję.
Bogusław Hutek