Kolorz: Obietnice nas nie zadowalają

Lis 15, 2022

- Ludzie oczekują zdecydowanych i przede wszystkim skutecznych działań rządu, które będą łagodzić skutki tego kryzysu i pozwolą szybko wyjść z dołka. Pytanie, czy ten rząd jest w stanie takie działania przeprowadzić, a nie tylko poprzestać na obietnicach, że kiedyś będzie lepiej - zastanawia się szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Dominik Kolorz w felietonie poświęconym Marszowi Godności, wielkiej manifestacji związkowej, która 17 listopada przejdzie ulicami Warszawy. Tekst opublikowano na łamach Tygodnika Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "Solidarność".

W materiale pod tytułem "Wykrzyczymy to 17. listopada w Warszawie" przewodniczący regionalnych struktur Związku wyjaśnia, skąd decyzja o przeprowadzeniu demonstracji.

- Portfele Polaków chudną w zastraszającym tempie i nikt już nie pyta, czy trzeba będzie zaciskać pasa, tylko jak mocno trzeba będzie zacisnąć. Inflacja w październiku według GUS wyniosła 17,9 proc. To najwięcej od 1996 roku. Ceny żywności wzrosły o 22 proc. Ceny opału astronomiczne, ceny energii dobijające - wylicza. - Jedziemy do Warszawy wykrzyczeć głośno, że obietnice nas nie zadowalają. (...) Mamy własne pomysły, własne propozycje rozwiązań. Domagamy się od rządzących systemowej obniżki cen energii, aby ulżyć mieszkańcom Polski, aby ulżyć polskim przedsiębiorstwom. Domagamy się podwyżek płac w szeroko pojętej budżetówce. Trzeci nasz postulat dotyczy dotrzymania obietnicy w sprawie emerytur stażowych - pisze.

Następnie krytykuje polityków partii rządzącej za nieumiejętne zarządzanie państwem w sytuacji kryzysowej.

- Gdy w Polsce, w Europie i na świecie sytuacja była dobra, rząd radził sobie dobrze. Parę dobrych projektów udało się wdrożyć, parę sensownych rzeczy zrealizować. Gorzej z działaniami strategicznymi, szczególnie tymi dotyczącymi sektora górniczo-energetycznego. Przyszła pandemia, potem wojna i w poczynania rządzących wkradł się chaos. Mszczą się dawne zaniechania, dawne i obecne błędy - wskazuje. - Postępowanie partii rządzącej zaczyna niebezpiecznie przypominać to, co robili poprzednicy z koalicji PO-PSL, którzy naobiecywali, słowa nie dotrzymali i oszukali mieszkańców Śląska oraz Zagłębia Dąbrowskiego. To smutne, że wśród warszawskich elit, i to niezależnie od barw politycznych, tak popularne jest myślenie o naszym regionie jako o kolonii. Wykorzystać, zabrać, co najlepsze, a z problemami niech sobie tubylcy ze Śląska radzą sami - z przekąsem stwierdza.

Przyznaje też, że spodziewał się, iż sprawy mogą przybrać taki właśnie obrót, bo relacje pomiędzy "centralą" a śląskim górnictwem od lat wyglądają podobnie.

- Już od dłuższego czasu podejrzewaliśmy, że rząd za swoje błędy wobec górnictwa i za błędy poprzednich ekip rządzących winą będzie chciał obarczyć górników. Przerabialiśmy to wielokrotnie w minionym ćwierćwieczu. Ta sama narracja, że to nie nieudolność rządzących, brak sensownego zarządzania całym sektorem paliwowo-energetycznym, błędy strategiczne, lecz górnicy byli, są i będą winni. Kiedyś, że wydobywali za dużo. Teraz, że za mało. Jeśli jeszcze ktoś parę tygodni temu łudził się, że to jakaś pomyłka w przekazie, to oliwy do ognia dolał sam szef partii. Z przekazu, jaki zaserwował wyborcom w Radomiu wynika, że górnictwo jest złe, węgiel złej jakości, dlatego najjaśniej nam panujący idą w atom i w offshore. Coraz bardziej realny jest scenariusz, że kopalnie będą likwidowane wcześniej niż wynika to z umowy społecznej podpisanej przez rządzących z reprezentantami związków zawodowych, pracodawców i samorządowców ze Śląska i Zagłębia. Spełnienie się tego scenariusza oznaczałoby totalny krach gospodarczy w regionie - podsumowuje.

Pełną treść felietonu udostępnia serwis internetowy śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" (kliknij tutaj).