Jeszcze pod koniec ubiegłego roku cztery organizacje zrzeszające pracowników kopalni - "Solidarność", Związek Zawodowy Górników w Polsce, "Kadra" i "Przeróbka" - zażądały realizacji dwóch postulatów: podniesienia stawek osobistego zaszeregowania o 15 procent i zwiększenia odpisu na tegoroczny Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych (wczasy "pod gruszą"). Termin realizacji żądań ustalono na 14 lutego.
Przedstawiciele strony społecznej podkreślali, że propozycja wzrostu płac, jaką proponował im wówczas Zarząd, nie zakłada indeksacji wynagrodzeń do współczynnika inflacji średniorocznej za 2023 rok, nie odzwierciedla możliwości płacowych Spółki wobec uzyskanych w 2023 roku wyników finansowych i nie spełnia oczekiwań załogi "w kontekście wysiłku włożonego w osiągnięcie wyniku".
Postawa kierownictwa "Bogdanki" doprowadziła do wybuchu niezadowolenia wśród pracowników. Wyrazem tych nastrojów była przeprowadzona pikieta.
- W ramach zapisów układu zbiorowego, zgodnie z zapisami ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, nie wolno nam przystępować do sporu zbiorowego z pracodawcą w obszarach uregulowanych układem zbiorowym. W ostatnim czasie pracodawca postanowił wykorzystać ten fakt, przeciągając w nieskończoność negocjacje dotyczące podwyżek, bo wie, że strona społeczna ma tutaj "związane ręce". Kolejne tury rozmów kończyły się bez rozstrzygnięć, bo Zarząd nie oferował nam nic nowego. I to jest istota sprawy - tłumaczył przewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ "Solidarność" LW "Bogdanka" SA Mariusz Romańczuk, komentując marcowy protest.
7 czerwca strony sporu uzgodniły, że wysokość odpisu dodatkowego na wczasy "pod gruszą" wyniesie 10 milionów zł.
Kolejne spotkanie - poświęcone już tylko zgłoszonemu postulatowi płacowemu - odbyło się 5 lipca. Porozumienia nie zawarto, spisano natomiast protokół rozbieżności.
Dużym zaskoczeniem dla strony społecznej było to, co wydarzyło się później.
- Po tym, jak nie udało nam się porozumieć ani 5 lipca, ani 19 lipca, kiedy wznowiliśmy rokowania, Zarząd poinformował nas pismem, że sam wypłaci pracownikom premię w wysokości 3 tys. zł i że oczekuje akceptacji związków zawodowych dla tego pomysłu - relacjonuje Mariusz Romańczuk. - O ile zgoda strony społecznej miała skutkować realizacją świadczenia w ciągu 10 dni, o tyle brak zgody przesuwał jej wypłatę na 15 września. Przedstawiono nam wyliczenia związane z wypłaconymi wcześniej świadczeniami, co miało nas przekonać do podpisania się pod pomysłem wypłaty "jednorazówki". Podczas naszych ostatnich rozmów, przeprowadzonych 1 sierpnia, przekonywałem pracodawcę, by odstąpił od pomysłu mającego "przykryć" brak postępów w negocjacjach płacowych. Przewidywałem, że taka koncepcja wypłaty tylko wzburzy załogę i niczego dobrego nie przyniesie. Mało tego, po przedstawieniu naszego stanowiska Zarząd zaproponował stronie związkowej spisanie protokołu rozbieżności, czemu mocno się sprzeciwiliśmy, bo protokół w ramach procedury przewidzianej ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych już raz został spisany - dodaje.
A czym uzasadnia związkową akceptację dla pomysłu wypłaty jednorazowego świadczenia?
- Zgodziliśmy się na pewien kompromis - czyli wypłatę premii, ale w wysokości 5 tys. zł i to pod warunkiem, że w drugim półroczu odbędą się rozmowy dotyczące wzrostu stawek. Niestety, Zarząd o stawkach rozmawiać nie chce, dlatego podtrzymujemy nasze dotychczasowe stanowisko. Nie rezygnujemy z 15-procentowego wzrostu wynagrodzeń dla załogi. Chcemy utrzymania wartości płacy realnej w odniesieniu do ubiegłorocznej inflacji oraz innych wskaźników - na przykład wciąż rosnącej płacy minimalnej czy średniego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw - podkreśla przewodniczący. - Podczas masówek przedstawiliśmy załodze nasze stanowisko, a załoga je poparła. Wszyscy już są znużeni i sfrustrowani tym, że negocjacje płacowe trwają tak długo. Przypomnę, że pierwsze pismo z postulatami skierowaliśmy do Zarządu 7 grudnia ubiegłego roku. Teraz rozstaliśmy się bez ustalenia daty kolejnego spotkania. Tym samym pracodawca wziął całą odpowiedzialność za rozwój sytuacji i ewentualne konsekwencje narastających napięć na własne barki - wskazuje.
Nie szczędzi też słów krytyki pod adresem Zarządu.
- Z pewnością nie powinno się tak postępować. Moim - choć nie tylko moim - zdaniem, mamy tutaj do czynienia z typową arogancją władzy. Wcześniej tego nie było. Nawet, jeśli nie mogliśmy o wszystkim rozmawiać, to druga strona miała na uwadze interes pracowniczy, dążyła do jakiegoś rozwiązania, które byłoby przez wszystkich akceptowalne. Obecnie załoga jest ignorowana - podsumowuje.
Związkowcy z "Bogdanki" wezwali pracowników do deklarowania chęci udziału w ewentualnym proteście. Jego szczegóły, miejsce i czas mają zostać ustalone "w najdogodniejszym momencie".