Banner okolicznościowy

Publicystyka: Chamstwo w państwie

Paź 30, 2012

Do niecodziennej sytuacji doszło podczas poniedziałkowego zebrania Zespołu Trójstronnego do spraw Bezpieczeństwa Socjalnego Górników. Tuż po ogłoszeniu przerwy, gdy uczestnicy obrad opuszczali salę, wywiązała się dyskusja pomiędzy liderem górniczej "Solidarności" Jarosławem Grzesikiem a wiceprezesem Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA (JSW) Robertem Kozłowskim. Rozmowę przerwał prezes JSW Jarosław Zagórowski, który powiedział Grzesikowi, żeby ten "się odp...dolił od JSW, bo to nie jego bajka".

Prezes Zagórowski przechodzi do historii. Podejmuje działania, których przed nim nie podejmował nikt. Uparcie broni swoich decyzji, nawet jeśli są one bez sensu lub stanowią pogwałcenie prawa - zapewne w przekonaniu, że prawdziwi geniusze i wizjonerzy nigdy łatwo nie mieli.

Zaczęło się od wprowadzenia nowych wzorów umów o pracę. Z dnia na dzień pozbawiły one zatrudnianych pracowników tego, do czego uprawnieni są ich koledzy przyjęci ledwie kilka dni wcześniej, pracujący na tych samych stanowiskach i wykonujący te same zadania. Głupota? Prymitywna próba pokazania ludziom, kto tu rządzi? Zwyczajny brak kompetencji? Dla górników, reprezentujących ich związkowców i wielu ludzi spoza branży - tak, dla prezesa - najwyraźniej nie. Wszystkie niezrozumiałe, kuriozalne i szkodliwe dla pracowników decyzje, zwykł on wrzucać do jednego worka z napisem "Nowoczesne, menedżerskie metody zarządzania spółką", a tych, którzy tego nie rozumieją i pewne rzeczy mówią wprost, w najlepszym wypadku ignorować, a w nieco gorszym - ciągać po sądach, policjach czy prokuraturach, jak np. Piotra Szeredę, rzecznika Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego JSW SA.

Tymczasem pojawili się ludzie, którzy udowodnili, że wprowadzenie wspomnianych umów to znacznie poważniejsza sprawa niż tylko skutek niekompetencji prezesa. Kontrolerzy Państwowej Inspekcji Pracy zawitali do Jastrzębia na wniosek związków zawodowych, sprawę zbadali i orzekli: takie traktowanie pracowników jest sprzeczne z obowiązującym w Polsce prawem pracy. Co zrobił Jarosław Zagórowski? Nic. To znaczy: prawie nic. Opinię Inspekcji, jak to ma w zwyczaju, zignorował. A swój stosunek do PIP pokazał przy okazji wizyty inspektora w jednej z kopalń. Stwierdził mianowicie, że nie powinien on sobie "hasać" po zakładach należących do Spółki. I tak do swojej sztandarowej cechy, niekompetencji, dołożył niespotykaną, jak dotąd, arogancję wobec państwowej instytucji czuwającej nad przestrzeganiem prawa pracy.

Jak zatem interpretować słowa prezesa skierowane pod adresem lidera największej górniczej organizacji związkowej, reprezentującej ponad 40 tysięcy pracowników? Chyba najprościej, jak tylko się da: skoro od miesięcy może łamać prawo, ignorować zdanie Państwowej Inspekcji Pracy i mimo tego pozostawać prezesem spółki giełdowej, dobrze byłoby też spacyfikować związki zawodowe, ostatnią siłę czynnie sprzeciwiającą się takim praktykom. W swoim zaślepieniu pomyślał, że rzucenie wulgaryzmem w kierunku przewodniczącego poskutkuje i górnicy "odp...dolą" się od jego prywatnego folwarku. A może po tym, jak Zarząd zaczął stosować własne prawo, sprzeczne z prawem polskim, przy całkowitym braku reakcji rządu, JSW to już nie tyle prywatny folwark, ile wręcz osobne państwo w państwie, udzielna monarchia absolutna władana przez niezbyt kulturalne, ale coraz bardziej zakochane w sobie i swoich decyzjach książątko?