Głosowano w dniach 5-6 października. Do urn poszło ponad 70 proc. uprawnionych pracowników Grupy KOK Sp. z o.o.
- Liczę, że wynik referendum otrzeźwi pracodawcę i skłoni do podjęcia konstruktywnego dialogu. Nie ma już wiele czasu, a my dłużej czekać nie będziemy - skomentował przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" Grupy KOK Sp. z o.o. Ireneusz Lier. - W poniedziałek, 10 października, szefowie organizacji związkowych z KOK spotkają się, aby omówić plan swoich dalszych działań - poinformował.
Związki zawodowe funkcjonujące w Grupie zażądały wzrostu wynagrodzeń o 20 proc. dla załogi oraz podniesienia stawek osobistego zaszeregowania osobom zarabiającym najmniej. Według strony społecznej obecne stawki nie gwarantują tym pracownikom nawet płacy minimalnej, więc pracodawca wyrównuje je do poziomu minimalnego wynagrodzenia za pomocą dodatków. Uruchomiono procedurę sporu zbiorowego.
- Jak wszyscy wiedzą, inflacja już przekroczyła 17 proc., dlatego podwyżka płac o 20 proc. to na pewno nie jest wygórowane żądanie. To raczej wyrównanie inflacyjne, tym bardziej że zarobki w naszej firmie stoją w miejscu od trzech lat - zwraca uwagę Ireneusz Lier, odnosząc się do przedstawionego postulatu płacowego.
Wskazuje, że niskie wynagrodzenia w Grupie KOK Sp. z o.o. powodują odejścia pracowników.
- Mamy coraz większe kłopoty z grafikiem. Ludzie po prostu odchodzą z dnia na dzień, bo w innych firmach zarobią lepiej. Poza tym widzą, co się dzieje. Dla pracowników kopalń był dodatek inflacyjny i to pokaźny. W naszej branży, w spółce-córce Tauronu ochraniającej kopalnie tego koncernu, też były podwyżki, tylko u nas nie. Ludzie mają tego dość - podsumowuje szef zakładowych struktur NSZZ "Solidarność".
Grupa KOK Sp. z o.o. z siedzibą w Zabrzu zatrudnia około 700 osób.
(fot. Region Śląsko-Dąbrowski NSZZ "Solidarność")