W trakcie pikiety odczytano apel wyrażający stanowisko protestujących kobiet.
- My, ludzie Śląska - żony górników, (...) zgromadzone tutaj dzisiaj, przed budynkiem JSW, gdzie nasi mężowie i synowie zostali brutalnie przepędzeni przez policję za wyrażanie swojej dezaprobaty na temat zarządzania tutejszą spółką, domagamy się rozliczenia osób odpowiedzialnych za prowadzenie polityki spółki (...). Solidaryzujemy się w proteście z wszystkimi pracownikami Jastrzębskiej Spółki Węglowej - zadeklarowały uczestniczki protestu, wzywając jednocześnie przedstawicieli Skarbu Państwa, właściciela JSW, do podjęcia natychmiastowych działań na rzecz rozwiązania konfliktu załogi z Zarządem.
Ich oburzenie wzbudziły podawane przez media informacje o tym, że pracownicy JSW zarabiają średnio około 8 tysięcy złotych.
- Niech podniesie rękę mama, która potwierdzi, że jej mąż zarabia 8 tysięcy - zachęcała jedna z kobiet. - My żyjemy za 2900 złotych. (...) Są górnicy, którzy zarabiają zdecydowanie mniej, bo zarabiają po 2 tysiące. Czy my zarabiamy 8 tysięcy? - retorycznie pytała, prezentując "pasek" z wysokością wynagrodzenia swojego męża.
Kolejne wypowiedzi żon górników przerywane były głośnym biciem łyżkami o przyniesione garnki.
Prowadząca pikietę szefowa Biura Terenowego Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "Solidarność" Danuta Jemioło skrytykowała postawę prezydent Jastrzębia-Zdroju pani Anny Hetman, dystansującej się od górniczych protestów. Przypomnijmy, że styczniowa obrona zagrożonych likwidacją czterech kopalń Kompanii Węglowej SA połączyła samorządowców z Brzeszcz, Bytomia, Gliwic, Rudy Śląskiej i Zabrza, którzy czynnie wspierali działania podejmowane przez pracowników. W Jastrzębiu o podobnych gestach solidarności nikt do tej pory nie słyszał.
- Prezydent miasta Jastrzębie-Zdrój, pani Hetman - ona nie widzi potrzeby, ona nie chce się opowiadać za żadną ze stron. Nie chce się opowiadać za swoimi mieszkańcami - mówiła przewodnicząca lokalnych struktur "S". - Pani prezydent Hetman powinna tu być z nami, z kobietami, dzisiaj. I powinna nam współczuć, i być razem z nami. Bo to nie chodzi o to, że miasto nie ma wpływu. Wiemy, że nie ma wpływu. Ale ona powinna być z nami i czuć nasz ból, naszą troskę, nasze obawy o byt, o to, jak będziemy żyli, czy nasze dzieci będą miały co jeść - podkreślała.
Pokojowy protest zgromadził około 2 tysięcy osób i zakończył się po godzinie.