Celem spotkania było omówienie sytuacji w Fukushimie po trzech niemal latach od katastrofy ekologicznej, która z czasem przerodziła się w katastrofę społeczną.
Kosztowna pomyłka
Temat Fukushimy i konsekwencji awarii, do której doszło w związku z trzęsieniem ziemi i towarzyszącą mu falą tsunami, pozornie tylko nie dotyczy Polski i Polaków. Dyżurnym argumentem zwolenników budowy elektrowni jądrowej w kraju jest jej wydajność oraz rozwój zaawansowanych systemów chroniących otoczenie przed konsekwencjami ewentualnej awarii. Przewodniczący Sekretariatu Górnictwa i Energetyki (SGiE) NSZZ "S" Kazimierz Grajcarek widzi tutaj analogię do sytuacji sprzed budowy siłowni w Fukushimie. - Przekonywano wtedy mieszkańców, że jest to konstrukcja "stuprocentowo bezpieczna", do czego przyznał się ostatnio jeden z jej projektantów - mówi związkowiec. - Specjalnie zapisałem sobie tę wypowiedź. "Powiedzieliśmy ludziom - i przekonywaliśmy ludzi - że oddajemy do dyspozycji stuprocentowo bezpieczne urządzenie. I tu się pomyliliśmy" - cytuje naukowca przewodniczący SGiE.
Przede wszystkim nie przewidziano skali kataklizmu, który nawiedził japońskie wybrzeże. - Przed elektrownią, od strony morza, wybudowano falochron obliczony na 10-metrową falę. Nie przewidziano jednak, że może przyjść fala licząca 17 metrów, co doprowadziło do uszkodzenia reaktorów położonych bliżej brzegu - wyjaśnia Grajcarek. - Co może wydawać się zaskakujące, bezpośrednią przyczyną katastrofy wcale nie było uszkodzenie reaktorów przez żywioł. Doprowadziło do niej podmycie słupów stanowiących część linii przesyłowej, dostarczającej prąd do systemu chłodzenia reaktorów, a stąd już prosta droga do ich przegrzania, stopienia rdzeni i radioaktywnego wycieku. Na tym polegał problem - dodaje przewodniczący górniczej "Solidarności", również uczestnik konferencji, Jarosław Grzesik.
Naprawdę silnych trzęsień ziemi nie było w Polsce od kilkuset lat. Pytaniem otwartym pozostaje, czy zapewniającej chłodzenie reaktorów linii przesyłowej nie mógłby u nas zniszczyć inny żywioł, np. huraganowy wiatr?
Martwa strefa
Podczas wizyty w Japonii przedstawiciele związków zawodowych z całego świata na własne oczy przekonali się, czym grozi katastrofa perfekcyjnie, zdawać by się mogło, działającej elektrowni atomowej.
- Martwą strefę, z której wysiedlono ludzi, jeszcze dzisiaj wyznacza okrąg o promieniu 20 kilometrów od elektrowni - relacjonuje Kazimierz Grajcarek. - Jadąc przez okoliczne miejscowości, mija się opuszczone budynki. Przed domami stoją samochody. Wrażenie robią detale, na przykład kubek stojący na dystrybutorze paliw, pozostawiony zapewne przez kogoś, kto w związku z nagłą ewakuacją zwyczajnie o nim zapomniał - opowiada Jarosław Grzesik.
Wysiedleni trafili do dużych miast, gdzie musieli przyjąć obcy im - mieszkańcom wsi - styl życia. Wielu straciło pracę. Słabsi psychicznie nie wytrzymywali, stąd wyjątkowo liczne w tej grupie samobójstwa. Osobną kwestią są problemy zdrowotne, związane m.in. z płodnością wśród kobiet-mieszkanek okolic Fukushimy, o czym wspominały uczestnikom konferencji członkinie japońskich związków zawodowych.
Po pewnym czasie pierwotną strefę bezpieczeństwa zmniejszono z 60 do wspomnianych już 20 kilometrów, jednak ewakuowani wstrzymują się z powrotami. A jeśli nawet zdecydują się zamieszkać w dawnym miejscu, po tak traumatycznych przeżyciach nigdy zapewne nie wyzbędą się poczucia niepewności i stresu.
- Czy tak ma wyglądać postęp w energetyce? I czy warto nań stawiać w takiej postaci, choć nie ma absolutnej pewności, że nie wydarzy się powtórka z rozwiniętej i doskonale zorganizowanej Japonii? - retorycznie pyta lider górniczej "S".